Trochę mnie nie było, ale nie znaczy, że w tym czasie próżnowałam;]
Wręcz przeciwnie!
Postanowiłam (jeszcze) intensywniej o siebie zadbać.
Dziś będzie o jedzeniu:)Uwielbiam jeść! Można powiedzieć, że jestem małym smakoszem, głodomorem i łasuchem.
Lubię, gdy na talerzu mam coś smakowitego. Nie ograniczam się do "zieleniny" (którą nomen omen bardzo lubię i cenię), ale mam kilka zasad, których naprawdę przestrzegam.
I wszystkich zachęcam do zapoznania się z nimi, może komuś się spodobają i też zacznie je stosować...
1. Wytrenowanie apetytu.
Nie podjadam między posiłkami. Mam ich 4 w ciągu dnia, dostarczam wówczas wszystkich niezbędnych składników, bogatych w wartości odżywcze i basta. Na początku mojej przygody ze zdrowym odżywianiem miałam małe problemy, by nie podgryźć jabłka albo czegoś podobnego... (batony i ciastka mnie nie ciągnęły). Wytrenowanie organizmu do regularnych pór posiłków trwało ok. 2 tygodnie. Po tym czasie moje ciało samo domagało się jedzenia o określonych porach. I to z zegarkiem w ręku! Było to naprawdę wygodne, bo wiedziałam, kiedy powinnam coś zjeść. Kiedy pracowałam w biurze, po prostu wyciągałam swoje pudełeczko z jedzeniem albo szłam do bistro. Proste, a jakie przydatne:)
2. Pory posiłkówZwiązane bardzo z pierwszym punktem. Jem co 4-5 godzin. Dlaczego? Ponieważ tyle mniej więcej czasu potrzebuje organizm na przetrawienie porcji jedzenia, wykorzystanie wszystkiego co zjadł: węglowodany złożone zawarte w pełnoziarnistym pieczywie/makaronie/ryżu itp. właśnie się kończą, więc czas na nową porcję długouwalnianej energii, białko zostało przetrawione, a błonnik przepchnięty dalej. Moim ostatnim posiłkiem są węglowodany złożone właśnie. Dietetyk, z którym konsultowałam moją dietę, wyjaśnił, że jest to idealne dla organizmu, ponieważ w nocy organizm też potrzebuje energii. Następnego dnia rano nie ma ssania w żołądku, spowodowanego niedoborem cukru.
Można też zasugerować się poniższą tabelą:)
3. Szklanka wody po przebudzeniu.Uzupełnia płyny w odwodnionym po nocy organizmie, rozrzedza i pobudza soki żołądkowe do pracy i... Gasi pragnienie:) Poza tym ma zbawienny wpływ na nawodnienie cery i lepsze samopoczucie. A zaraz po wypiciu wody jem śniadanie (do 30 minut po przebudzeniu), by mieć energię na cały dzień:)
4. Jakość produktów.Kupuję jak najmniej przetworzone rzeczy. Unikam tym samym wszechobecnego wzmacniacza smaku i zapachu, litanii polepszaczy i składników typu E oraz nadmiaru soli. W ogóle mało solę, za to używam mnóstwa innych przypraw (kubki smakowe odzwyczajają się od zbyt dużej ilości słonego i słodkiego smaku w ciągu 2 tygodni) . Proponuję Wam eksperyment: odstawcie sól i cukier na 2 tygodnie, a po tym czasie kupcie sobie kilka rodzajów prawdziwych razowych chlebów [małe kawałki] z ziarnami i kilka buteleczek różnych wód niegazowanych - posmakujcie ich... założę się, że poczujecie różnicę zarówno chleba jak i wody.
Naprawdę doceniam smak dobrego chleba...
Ale wracając do przetwarzania, czyli gotowania, smażenia, pieczenia...Pichcenie sprawia mi frajdę. Używam mnóstwa ziół, moim faworytem jest tymianek, który z doniczki tnę nożyczkami.
Staram się jak najczęściej kupować na targu, mam swoje ulubione stragany i sklepik z mięsem, gdzie Panie ekspedientki zmielą albo wytłuczą mi wybrany kawałek mięsa. Jednak nie jestem przeciwniczką marketów, ba one są czasem niezbędne. W końcu gdzie mogę kupić w rozsądnej cenie makaron gryczany albo słoiczek oliwek...
I polecam zainwestować w oliwę extra vergin... Jeśli lubimy smaki, to można ją porozlewać do mniejszych buteleczek i stworzyć samodzielnie oliwy smakowe: cytrynową, ziołową, czosnkową, ostrą albo z truflą. Podobnie można uczynić z octem balsamicznym: dodać do niego np. truskawek albo malin.
5. Czytam etykietyTen podpunkt też ściśle związany z powyższym. Lubię wiedzieć, czym odżywiam siebie i bliskich. Dlatego może czasem dłużej postoję przed półką, ale mogę się spokojnie nazwać świadomą konsumentką. I jak kupuję sardynki w sosie pomidorowym, to wiem że w konserwie znajdę sardynki i sos pomidorowy (no może z odrobiną octu i soli), a nie litanię E, skrobię, mąkę, gumę guar [sic!] i inne zagęszczacze...
6. Wędliny stop!Może z małym wyjątkiem...zdarza mi się zjeść szynki długodojrzewające (niemieckie, francuskie, włoskie czy hiszpańskie albo polskie), ważne by były prawdziwe, bez nielubianych przeze mnie dodatków. We wszystkich gotowanych albo parzonych wędlinach jest mnóstwo wody, a z jednego kilograma mięsa powstaje 3 kilo wędliny...obłęd. Za który ja nie mam ochoty płacić.
7. WieprzowinnaPoza wspomnianą długodojrzewającą szynką, nie jadam wieprzowiny. Nie jest to podyktowane religią, przekonaniami czy inną ideologią. Powód jest prozaiczny: nie smakuje mi, a podczas jej przyrządzania nie odpowiada mi jej zapach. Skąd mi się to wzięło? Jakieś 3 lata temu po powrocie z wakacji w Egipcie [w którym nie przyrządza się wieprzowiny], kupiłam dobrej jakości na spaghetti. Nie zwróciłam uwagi na gatunek do momentu smażenia... Śmierdziało. Od tamtej pory omijam wieprzowinę szerokim łukiem.
8. Waga i miarkaMoże to zabrzmi jak katorżnicza praca, ale...odmierzam porcje. Nie liczę kalorii, bo po co? Ale wiem ile powinnam przyjąć w danym posiłku białka, węglowodanów, tłuszczy... Bez oszukaństwa i podmieniania. Dzięki temu mam porządek w menu. Po miesiącu skrupulatnego odważania, teraz mam "wagę w oku", co potwierdzam na szalce. Łyżka to nie to samo, co łyżeczka, tak jak maluch i alfa romeo...niby Fiat, ale widać i czuć różnicę.
9. WinoWytrawne, pół lampki do obiadu lub kolacji... Jest idealnym uzupełnieniem posiłku i poprawia trawienie. Nic dodać, nic ująć.
10. SuplementySą potrzebne. Nie obawiam się ich używać pod warunkiem, że są odpowiednio dobrane, skonsultowane pod względem ich przeznaczenia i pór przyjmowania. Oczywiście kupuję tylko sprawdzone i dopuszczone do obrotu suplementy. Poza tym białko o smaku czekoladowego cappucino po treningu jest pyszne:)
11. Owoce i warzywaOwoce jem tylko na śniadanie. Fruktoza z owoców zapewnia szybką energię i nasyca moje zapotrzebowanie na owoce. Drugą ewentualną porcję jem na obiad, szczególnie gdy jest sezon na moje ulubione truskawki albo morele. Warzywa jem do 2 i 3 posiłku. Mogą być pysznym daniem głównym, a łyżka oliwy zapewnia nośność witamin do komórek.
12. Smażenie - duszenieSmażę na wodzie albo na beztłuszczowym sprayu, albo łyżeczce oliwy rozprowadzonej po patelni z powłoką teflonową. Wystarczy!
13. SłodkościLubię i jem. Nawet do kilku razy w tygodniu (no chyba, że jestem na diecie redukcyjnej, to wtedy raz, a porządnie;) Zasada jest jedna: co za dużo to niezdrowo. Chce mi się ciasta? proszę bardzo. Jeden kawałek po obiedzie, ale obiad bez zawiesistych albo śmietanowych sosów. I tego dnia na pewno robię trening, by spalić moją małą przyjemnostkę na rowerze albo w basenie...(a że trenuję codziennie, to nie mam z tym problemu;)
14. ZmiennośćJedzenie ma być przyjemne ale też zróżnicowane. Posiłki zbilansowane pod kątem wartości odżywczych, ale też zróżnicowane pod względem składników. Jedzenie non stop kurczaka albo tuńczyka, by dostarczyć sobie białka, może się znudzić. A przecież są jeszcze jaja, twaróg, ryby czy dziczyzna albo soja... Odrobina wyobraźni i można wyczarować np. sernik ze szpinakiem albo zapiekane bakłażany z jagnięciną. Mniam!
15.TowarzystwoGotowanie sprawia przyjemność, ale gotowanie w towarzystwie albo dla kogoś... To już prawdziwa frajda. smakowanie, testowanie nowych połączeń. Zaproście znajomych i...bawcie się dobrze!
Bon apetit!